Ile można zarobić na sklepie z używaną odzieżą, czy 12 tyś zł to dużo, czy mało?
W kraju działa 24,6 tys. ciucholandów. W tym roku ich liczba może zwiększyć się o kolejne 3 tys. Moda na tego rodzaju sklepy bowiem nie ustaje. Przestały się one ukrywać w bramach, weszły do centrów handlowych i na główne ulice.
Co roku liczba lumpeksów rośnie o 10-15 proc.
Lumpeksy, które na polski rynek wdarły się z początkiem okresu transformacji ustrojowej, okres swojego największego rozwoju przeżyły w ostatnich dwóch latach. Przyczyniło się do tego spowolnienie gospodarcze, podczas którego
Polacy wyraźnie ograniczyli wydatki na produkty nie będące artykułami pierwszej potrzeby.
Lata boomu jeszcze przed nami
W roku 2012/2013 powstała wręcz rekordowa ich liczba 3,2 tys. – wynika z najnowszego raportu HBI Polska.. To ponad dwa razy więcej niż w 2008 r., kiedy zostało zarejestrowanych 1,55 tys. sklepów z używaną odzieżą. Przez ostatnie cztery lata powstało aż 8,5 tys. lumpeksów. Jest ich 23,6 tys. – To już blisko 6,5 proc. wszystkich punktów sprzedaży detalicznej – zauważa Anna Czulec z HBI Polska.
Kryzys już za nami. To nie oznacza jednak, że lumpeksy czeka zagłada. Wręcz odwrotnie, mogą one liczyć na kolejne lata prosperity. Eksperci szacują, że w tym roku spodziewać się można kolejnych 3 tys. nowych ciucholandów.
Dawno przystały one być miejscem wstydliwym i zakazanym, gdzie kupuje się tylko tanie ciuchy z Anglii, Francji czy Niemiec. Coraz częściej można w nich znaleźć rzeczy markowe, do tego z metką. – W ciągu ostatnich lat szmateksy przeszły transformację i stały się skarbnicą dającą możliwość kupna za bezcen kreacji największych dyktatorów mody – zauważa Tomasz Starzyk, analityk z Dun & Bradstreet.
Inny standard i zyski
To w lumpeksach poszukuje się najczęściej rzeczy oryginalnych i w stylu vintage, na które nastała moda. Przyczynił się do tego rozkwit sieci odzieżowych, który przyniósł ujednolicenie oferty odzieżowej. W związku z tym dziś sklepy z używaną odzieżą są mile widziane wszędzie. Mogą powstawać nie tylko w lokalach ukrytych w bramie, ale też na głównych ulicach miast czy w centrach handlowych.
– Nierzadko są komfortowo wyposażone, a ciuchy nie kłębią się w koszach, tylko elegancko wiszą na wieszakach według kolorów i rozmiaru. Stały się przyjazne dla klienta – zauważa Anna Majewska z Textrade z Wrocławia.
To spowodowało, że można na nich zarabiać więcej niż jeszcze dwa lata temu. Wówczas zysk na czysto dla właściciela sklepu oscylował w okolicy 6-10 tys. zł. Dziś jest to o około 2 tys. zł więcej.
– Zaletą tego rodzaju sklepów jest to, że ceny ustalą się samemu. Im taniej pozyska się towar, tym większą można narzucić marżę. A z tym nie ma problemu, bo hurtowni z tanią odzieżą jest cała masa. Dzięki temu na jednym ciuchu można zarobić od 2 do 10 zł – wyjaśnia Anna Zawadzka, właścicielka ciucholandu w Krakowie. Według niej w małych miastach większym powodzeniem cieszy się odzież sportowa znanych marek, a w dużych aglomeracjach ubrania znanych marek.
Szybki zwrot
By biznes był dochodowy, trzeba jednak miesięcznie sprzedać łącznie 1000 ubrań, co dziennie daje około 50 sztuk. Bywa, że nakłady na inwestycje w dobrym punkcie zwracają się już po trzech miesiącach. Średnio trzeba jednak czekać na to 6 – 8 miesięcy.
A ile potrzeba pieniędzy na własny biznes? Na zakup towaru trzeba mieć 20 tys. zł. Chyba że nastawiamy się na oferowanie markowych ubrań z wyższej półki. Wówczas potrzebne będzie na ten cel nawet 50 tys. zł. Koszt wynajęcia lokalu, który powinien mieć około 100 mkw., to ok. 5 tys. zł miesięcznie. Oprócz tego trzeba przeznaczyć 1 – 1,2 tys. zł netto na zatrudnienie pracownika oraz na wydatki związane z eksploatacją sklepu, co daje kolejny 1 tys. zł.
Można też spróbować swoich sił w sieci franczyzowej. Na rynku jest już kilka firm, które oferują taką możliwość…
Źródło forsal.pl (http://forsal.pl/artykuly/490365,ile-mozna-zarobic-na-sklepie-z-uzywana-odzieza.html)
Naprawdę ciekawe informacje.Nie wiedziałem że rynek odzieży używanej robi taką kasę.Chyba warto inwestować teraz w sklepy.